Eliza zawsze lubiła spacerować wzdłuż rzeki po pracy — cisza trzcin, lekki wiatr i chrzęst suchych gałęzi pod stopami pomagały jej oderwać się od codziennego zgiełku. Tego dnia spieszyła się do domu i nie miała zamiaru się zatrzymywać. Ale nagle jej kroki zwolniły.
Nieco z boku ścieżki, prosto na mokrej trawie, leżała brudna, prawie zatopiona w ziemi walizka. Czarna, podarta, z zardzewiałym zamkiem — wyglądała tak, jakby leżała tu nie tylko tygodnie, ale lata.
Eliza zatrzymała się tylko na sekundę, zamierzając iść dalej… ale coś w kształcie walizki przyciągało jej wzrok. Zbyt dziwne miejsce. Zbyt głębokie ślady wokół, jakby ktoś specjalnie ją tu przyciągnął.
Nasłuchiwała — wokół było cicho, nawet ptaki nagle jakby zniknęły. Eliza cofnęła się o krok. Potem zrobiła kolejny krok do przodu. Ciekawość zwyciężyła strach.
Pochyliła się, ostrożnie dotykając brudnej rączki. Walizka była cięższa, niż można było się spodziewać po pustej skorupie. Metal jakby „odpowiedział” chłodem – nieprzyjemnym, lepkim.

I wtedy zauważyła, że zamek błyskawiczny nie był całkowicie zamknięty. Pomiędzy ząbkami widoczny był kawałek szarej tkaniny, dziwnie znajomej. Eliza zamarła.
W tym momencie za jej plecami coś zaszeleściło. Gałęzie? Kroki? Odwróciła się gwałtownie, serce podeszło jej do gardła — ale nikogo nie było. Jej palce zadrżały. Nie chciała wiedzieć… Ale nie mogła odejść.
Eliza powoli pociągnęła za zamek błyskawiczny — i w tej samej chwili zrozumiała, że będzie świadkiem czegoś, o czym później będzie mówić całe miasteczko.
Kiedy zamek w końcu się poddał, pokrywa walizki otworzyła się, a Eliza zobaczyła w środku coś, czego się nie spodziewała: starannie ułożone dziecięce ubranka, starego pluszowego misia i list, pożółkły od czasu. Ale najstraszniejsze było coś innego — na wierzchu leżał mały wisiorek z wygrawerowanymi inicjałami, dokładnie taki sam, jaki zaginął wiele lat temu wraz z jej młodszą siostrą Marcelą, która zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Serce ścisnęło się z przerażenia i rozpoznania: walizka najwyraźniej nie została tu przypadkowo… a ten, kto ją przyniósł, wiedział o niej znacznie więcej, niż powinien.