Stało się to wczesnym rankiem, kiedy w domu panowała jeszcze cisza. W jednym z pokoi, w ciepłym kącie pod kołdrą, zwinęły się małe kocięta — ślepe, ciepłe, ledwo słyszalnie piszczące. Ich matka wyszła do kuchni, a starszy kot leżał obok, jakby pełniąc rolę strażnika.
Cisza nie trwała długo. Z wąskiej szczeliny obok progu dobiegł ledwo słyszalny szelest. Najpierw był cichy, jak szelest papieru… ale szybko stał się wyraźny. Kot podniósł głowę. Jego uszy gwałtownie drgnęły do przodu. I wtedy ją zobaczył.
Węża. Ciemnego, długiego, wijącego się — powoli pełzającego w kierunku pokoju, w którym leżały kocięta. Jego język wyskakiwał raz po raz, jakby badając powietrze. Dokładnie wiedział, dokąd zmierza. Kot nie wydał żadnego dźwięku. Po prostu wstał i stanął między wężem a kociętami.
Wąż podniósł głowę, pokazując, że nie zamierza się wycofać. Ale kot nie ruszył się. Rozszerzył ramiona, wygiął grzbiet i zaczął cicho syczeć — prawie tak samo jak ona. Jego ogon nerwowo drgał, a sierść stała dęba. Wąż wykonał pierwszy rzut — szybki jak uderzenie pioruna. Kot zdążył. Odskoczył o pół kroku i uderzył łapą, wysuwając pazury.
Wąż syknął głośniej niż jakikolwiek czajnik. Kot rzucił się do przodu, na spotkanie. Nikt się tego nie spodziewał: małe, puszyste stworzenie atakuje zimnokrwistego drapieżnika, dwa razy dłuższego i znacznie bardziej niebezpiecznego. Ale kot wiedział — za jego plecami leży wszystko, co jest dla niego cenne.
Wąż próbował się przedrzeć, ale kot raz po raz stawał między nim a gniazdem. Otrzymywał uderzenia głową, ślizgał się po podłodze, chwytał pazurami płytki, ale nie cofnął się ani o centymetr. Raz wąż prawie dotarł do progu. Kot skoczył na nią i przycisnął łapami do podłogi. Wykręciła się, próbując złapać go zębami… ale on trzymał ją, warcząc tak, że dom wypełnił się echem.
Hałas usłyszała matka kotów. Pobiegła i zobaczyła walkę — i zamarła. Nie mogła jednak interweniować: jeden nieostrożny krok — i wąż rzuciłby się na nią. Pozostało jej tylko obserwować, jak jej starszy obrońca ryzykuje życie dla kociąt. Wąż wykonał ostatni, najsilniejszy skok. Kot ledwo zdążył się uchylić — i zamiast odskoczyć, skoczył do przodu, prosto na niego.
Wąż uderzył o drewnianą nogę krzesła, stracił orientację i próbował się odczołgać — ale było już za późno.
Kot przycisnął go po raz drugi, mocniej niż poprzednio. Syczał mu w twarz tak groźnie, jakby ostrzegał:
„Jeszcze jeden krok — i będzie po tobie”.
Po kilku chwilach wąż, rozumiejąc, że droga jest zamknięta, zaczął powoli czołgać się do tyłu, wślizgując się z powrotem przez szczelinę. Kot nie ruszył się, dopóki jej ogon całkowicie nie zniknął z domu. Dopiero wtedy pozwolił sobie zrobić krok w kierunku kociąt — sprawdzając, czy wszystko jest w porządku.