Starzec wybaczył złodziejowi, który ukradł mu telefon — i zaprzyjaźnił się z nim

Wieczorem, kiedy miasto tonęło już w neonowych światłach, starszy mężczyzna wracał do domu z przystanku autobusowego. W rękach trzymał torbę z zakupami i stary smartfon, na którym dopiero niedawno nauczył się pisać wiadomości w komunikatorze.

Telefon był dla niego czymś więcej niż tylko przedmiotem.

Przechowywał w nim zdjęcia żony, wnuków, ostatnie wiadomości głosowe od córki mieszkającej za granicą.

Bez niego czuł się, jakby stracił kontakt z całym światem.

Zatrzymał się przy sklepie, aby policzyć resztę. W tym momencie ktoś lekko szturchnął go w ramię.

„Przepraszam…” — mruknął, nawet się nie odwracając.

Po chwili zdał sobie sprawę, że nie ma telefonu.

Panika. Kieszenie, torba — puste.

Zdezorientowany rozejrzał się, ale w tłumie nie rozpoznał nikogo.

Rozumiał, że raczej nie znajdzie sprawcy. Ludzi takich jak on łatwo oszukać.

W domu długo siedział przy oknie.

Telefon był tani, ale drogi jego sercu.

Wnuk niedawno zainstalował mu kamery, nauczył dzwonić przez wideo, wysyłać emotikony.

Teraz znów zapadła cisza.

Następnego ranka ktoś zadzwonił do drzwi.

Na progu stał młody chłopak, około dwudziestki. Chudy, zagubiony.

W rękach trzymał ten sam telefon.

— To… chyba pański — powiedział cicho.

— Skąd go masz? — spokojnie zapytał starzec.

Chłopak spuścił wzrok:

– Ukradłem. Tamtego wieczoru. Bardzo tego potem żałowałem. Chciałem go sprzedać, ale zobaczyłem zdjęcia w galerii.

– Jakie zdjęcia?

– Pan… z żoną. I… z wnukami. Uśmiechnięci. Nie mogłem. Przepraszam.

Starzec długo milczał. Potem skinął głową.

– Wejdź.

Chłopak zamarł.

– Ja… nie powinienem…

– Powinieneś – powiedział stanowczo starzec. – Chodźmy. Napijemy się herbaty.

Nalał herbatę, wyjął dżem.

Chłopak opowiadał, że dawno stracił rodzinę, że pracuje dorywczo, nie ma wystarczająco pieniędzy.

— Wiesz — powiedział starzec — telefon to bzdura. Ale jeśli obudziła się w tobie sumienie, to znaczy, że nie wszystko jest stracone.

Chłopak nie powstrzymał łez.

– Dlaczego mnie pan nie wyrzucił? Dlaczego nie wezwał policji?

– Ponieważ kiedyś też miałem szansę. I ktoś mi wtedy wybaczył.

Od tego czasu zaczęli się spotykać.

Chłopak pomagał w gospodarstwie, nosił torby, naprawiał instalację elektryczną.

Czasami po prostu wpadł, żeby porozmawiać.

Pewnego dnia staruszek powiedział:

— Nie jesteś zły. Po prostu się pogubiłeś.

Chłopak uśmiechnął się:

— Jest pan pierwszym, który tak powiedział.

Minął rok.

Chłopak znalazł pracę, wynajął pokój.

A staruszek pewnego dnia otrzymał paczkę: nowy telefon i notatkę —

„Teraz ten jest twój — z normalnym aparatem. A stary zatrzymam dla siebie. Na pamiątkę”.

Uśmiechnął się.

I pomyślał: czasami, aby zmienić życie człowieka, nie trzeba go karać — trzeba w niego uwierzyć.