Las zaczynał się tuż za starą linią kolejową — miejscem, gdzie nawet ptaki śpiewały ciszej. Tego dnia Lisa szła tam sama, jak zwykle. Lubiła zbierać kamienie i mech, słuchać szumu wiatru. Wszystko było spokojne, dopóki nie usłyszała słabego, przerywanego pisku dochodzącego z zarośli.
Zatrzymała się i nasłuchiwała. Pisk powtórzył się — żałosny, przeciągły. Lisa ostrożnie rozchyliła gałęzie i zobaczyła małego szczeniaka. Mokrego, drżącego, z ogromnymi oczami. Na szyi miał starą, zardzewiałą obrożę i malutką zawieszkę z wyrytym imieniem: „Bim”.
„Bim” – wyszeptała, wyciągając ręce. Szczeniak nie uciekł. Wręcz przeciwnie – zrobił krok w jej kierunku i położył pyszczek na jej dłoni.
W domu mama była zaskoczona, ale nie wygnała go: „Niech zostanie na noc”. Lisa umyła psa, dała mu ciepłe mleko i położyła obok siebie. W nocy obudził ją cichy skowyt. Bim stał przy oknie, patrzył w ciemność i cicho skomlał. Kiedy Lisa podeszła, spojrzał na nią i krótko zaszczekał — jakby ją wołał.

Rano znów stał przy drzwiach. Dziewczynka zrozumiała: chce gdzieś wrócić. Poszli ścieżką do lasu. Bim szedł szybko, pewnie, jakby pamiętał drogę. Lisa starała się nie pozostawać w tyle. Po pół godzinie wyszli na polanę, gdzie stał stary krzyż, pochylony, porośnięty trawą.
Na nim wisiała metalowa tabliczka. Ta sama. Z imieniem „Bim”.
Lisa nie wierzyła własnym oczom. Odwróciła się – szczeniak siedział przy krzyżu i cicho skomlał. Potem położył się u jego stóp i zamarł. Dziewczynka zawołała go, dotknęła jego grzbietu – ale on się nie poruszył. Przestał oddychać.
Lisa stała w ciszy. Tylko wiatr poruszał trawą, a gdzieś w oddali szczekał pies — długo, głucho, jakby wołał. Dziewczynka podniosła wzrok i na skraju polany zobaczyła dorosłego psa, bardzo podobnego do Bima. Ten spojrzał prosto na nią, machnął ogonem i powoli rozpłynął się we mgle.
Od tamtej pory Liza codziennie rano przychodzi w to miejsce. I zawsze na krzyżu widzi świeże ślady łap, jakby ktoś wciąż wracał do domu.