Starzec naprawiał zabawki na podwórku — i nikt nie wiedział, po co… aż pojawił się ten chłopiec

Każdego ranka na podwórku starego domu pojawiał się ten sam człowiek – siwy mężczyzna o dobrym obliczu i schludnym chodzie.
Siadał na ławce przy piaskownicy, stawiał obok siebie stare drewniane pudełko z narzędziami i… zaczynał naprawiać zabawki.

Ktoś przynosił mu zepsute lalki, ktoś — samochodziki bez kół, ktoś — pluszowe zwierzątka bez uszu.
Pracował w milczeniu, bez pośpiechu, z zadziwiającą delikatnością.
Wieczorem zostawiał zabawki na ławce z tabliczką napisaną drżącą ręką:
„Naprawione. Proszę zabrać”.

Sąsiedzi przyzwyczaili się. Dzieci go uwielbiały.
„Dziadek-cudotwórca” – szeptały mamy na ławkach.
Ale nikt nie wiedział, kim on jest, skąd pochodzi i dlaczego to wszystko robi.

Pewnego dnia na podwórko weszła kobieta z ośmioletnim chłopcem.
Chłopiec szedł, ściskając w rękach starego pluszowego psa bez oka.
„Spójrz, synku, może dziadek pomoże” — powiedziała kobieta z uśmiechem.

Mężczyzna podniósł wzrok i na chwilę zamarł.
„Skąd masz tę zabawkę?” — zapytał.
„Ze strychu… w naszym domu” — odpowiedział chłopiec.

Starzec wziął psa, przesunął palcami po szwie na boku, jakby coś sobie przypominając.
– Ta zabawka… miała właściciela. Bardzo miłego chłopca. Mieszkał w domu na rogu – powiedział cicho.
– A gdzie on teraz jest? – zapytał dziecko.
– Odszedł… bardzo dawno temu.

Kobieta zaniepokoiła się:
– Chwileczkę… czy to nie przypadkiem… Mieszkałeś na ulicy Kirowa, prawda? W domu nr 23?
Starzec podniósł głowę.
– Tak… skąd pani wie?

Kobieta wypuściła gwałtownie powietrze:
– Ponieważ dorastałam w tym domu. A ten pies… należał do mojego brata.

Zapadła cisza.
Tylko wiatr poruszał starą tabliczką przy wejściu.

— Był mały, kiedy… zniknął — powiedziała — i nigdy nie znaleźliśmy nawet śladu.
Starzec skinął głową, jakby od dawna czekał na tę rozmowę.
— Byłem sąsiadem waszej rodziny. Często przychodził do mnie — pokazywał swoje samochodziki, prosił, żebym nauczył go je naprawiać.
Wtedy padał deszcz, ulewny deszcz. Pobiegł za piłką na drogę… i…

Nie był w stanie dokończyć. Kobieta zakryła usta dłonią – wszystko zrozumiała.
A chłopiec stał, trzymając psa, i cicho zapytał:
– Dziadku, dlaczego naprawiasz zabawki?

Starzec spojrzał na niego i odpowiedział:
— Ponieważ wtedy nie udało mi się uratować ani jego, ani jego ulubionej zabawki. A teraz naprawiam wszystko, co tylko mogę.
— A jeśli pomogę ci? — zapytał chłopiec. — Razem pójdzie szybciej.

Starzec uśmiechnął się po raz pierwszy od wielu lat.
Oboje usiedli na ławce. Chłopiec trzymał śrubokręt, a starzec igłę z nicią.
W tym momencie podwórko wypełniło się jakimś szczególnym ciepłem, jakby życie spłaciło dług – poprzez nowe pokolenie.

Od tego czasu każdego ranka na podwórku można było zobaczyć ich razem:
starca i chłopca, którzy naprawiali nie tylko zabawki, ale także serca.