Stało się to pod koniec stycznia, kiedy silne opady śniegu nawiedziły północną Finlandię.
Wieczorem Leon Hartman, 42-letni inżynier, wracał do domu z wiejskiej posiadłości wraz ze swoim wiernym psem — labradorem o imieniu Rocky. Mróz szczypał w twarz, śnieg padał jak z cebra, ale mężczyzna był spokojny: szli znaną drogą, przez zaśnieżone wzgórze, prowadzącą do autostrady.
Jednak wszystko zmieniło się w jednej chwili.
Na zboczu rozległ się głuchy trzask — i zanim Leon zorientował się, co się dzieje, z góry osunęła się ogromna warstwa śniegu. Sekundę później lawina pokryła ich obu, grzebiąc pod sobą.
Leon nie zdążył nawet krzyknąć.
Śnieg przygniótł go do ziemi, uniemożliwiając mu ruch. Wokół panowała cisza i ciemność. Nie można było oddychać, powietrze szybko się kończyło.
Próbował uwolnić ręce, ale śnieg stawał się coraz gęstszy. Ogarnęła go panika, gdy nagle przez grubą warstwę śniegu usłyszał ciche skomlenie.
To był Rocky. Pies utknął z boku, ale nie poddawał się. Jego pazury drapały gęsty śnieg, łapy gorączkowo kopały w górę.
Leon zrozumiał: jeśli ktoś może ich uratować, to tylko jego pies. Słyszał, jak Rocky wyrywa śnieg, jak ciężko oddycha, ale nie przestaje.
Minęło wiele minut. Z każdym oddechem było coraz trudniej. Ale nagle z góry przedarł się cienki promień światła — pies zrobił otwór i przedarł się na zewnątrz.
Roki nie uciekł. Ponownie wskoczył do miejsca, w którym leżał jego właściciel, i zaczął kopać, poszerzając przejście, aż do Leona dotarło świeże powietrze.
Po wydostaniu się na powierzchnię pies podniósł alarm — głośno, desperacko, jakby wzywał ludzi. Jego szczekanie usłyszeli pracownicy jadący na traktorze do odśnieżania.
Roki podbiegł do nich, ciągnął za rękaw, biegł przed siebie, odwracając się i prowadził ich w kierunku zbocza.
Po kilku minutach znaleźli miejsce osunięcia się ziemi i zauważyli wykopany przez psa dół. Ludzie zaczęli odgarniać śnieg łopatami i wkrótce zobaczyli rękę. Wyciągnęli Leonę — wyczerpanego, sinego z zimna, ale żywego.
Kiedy się ocknął, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było objęcie swojego Roki.
Pies leżał obok, drżąc z zimna, ale nie oddalał się od swojego pana ani na krok. Jego sierść była pokryta szronem, oczy zmęczone, ale jasne, pełne oddania.
Później Leon powiedział dziennikarzom:
„Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj. On nie jest tylko moim psem — jest moim wybawcą”.
Teraz w ich małym miasteczku Oulu mówi się o nich jak o bohaterach.
Na działce obok domu Leon umieścił tabliczkę:
„Tutaj mieszka Rocky – pies, który pokonał śnieg”.
I za każdym razem, gdy za oknem zaczyna się zamieć, Leon uśmiecha się. Wie bowiem, że prawdziwe oddanie jest w stanie stopić nawet najzimniejszy lód.
