Dzień był słoneczny, cichy i spokojny.
Simon i Emily Hayes wracali z miasta po spacerze.
Jechali dobrze znaną drogą przez małe przedmieście — zielone drzewa, zapach świeżego asfaltu, ludzie spieszący w swoje sprawy.
Przy starym parku, na przystanku autobusowym, Emily zauważyła starszego mężczyznę.
Stał pod wiatą, oparty na lasce, w jasnej koszuli i kapeluszu.
— Simon, zobacz, jaki elegancki dziadek — powiedziała z uśmiechem.
Gdy przejeżdżali obok, staruszek odwrócił się i spojrzał za nimi — spokojnie, z lekkim uśmiechem, jakby ich rozpoznał.
Następnego dnia, przy śniadaniu, Emily przeglądała wiadomości w telefonie — i nagle zbladła.
— Simon… zobacz.
W artykule pisano:
„Dziś w kościele św. Marka pożegnano pana Henry’ego Lane’a, weterana, znanego z dobroci i zwyczaju codziennego przychodzenia na przystanek przy parku, gdzie kiedyś żegnał swoją żonę.”
Emily pokazała zdjęcie.
To był ten sam mężczyzna. Ta sama koszula. Ten sam kapelusz.
Pojechali na przystanek.
Na ławce, tam gdzie stał, leżał świeży goździk i starannie oparte o nią laskę.
Simon milczał, a Emily szepnęła:
— Pewnie przyszedł tylko się pożegnać. Z miejscem, gdzie na nią czekał.
Słońce przeświecało przez liście, oświetlając pusty przystanek.
I oboje mieli wrażenie, że ktoś nadal tam stoi — spokojnie, z delikatnym uśmiechem.
