Była w ósmym miesiącu ciąży i zupełnie sama – i wtedy jej koń zrobił coś niewyobrażalnego

Emily zawsze marzyła o życiu na łonie natury, z dala od miejskiego zgiełku. Po ślubie z Jackiem przeprowadzili się do przytulnego starego domu na obrzeżach małej wioski, otoczonej wzgórzami, polami i lasami. Założyli małe gospodarstwo — kilka kur, parę kóz i, co najważniejsze dla Emily, konia o imieniu Luna.

Luna nie była tylko zwierzęciem. Była prawdziwą przyjaciółką. Inteligentna, wrażliwa i niezwykle przywiązana do swojej pani, dosłownie wyczuwała jej nastrój. Kiedy Emily zaszła w ciążę, Luna stała się jej cieniem — nie odstępowała jej na krok, ciągle przytulała się do brzucha, jakby słyszała bicie małego serduszka.

Ale wszystko zmieniło się na kilka tygodni przed przewidywaną datą porodu.

Stało się to w jeden z ciepłych jesiennych wieczorów. Emily wyszła na pole, aby odwiedzić Lunę i trochę pospacerować na świeżym powietrzu. Słońce chyliło się ku zachodowi, powietrze było ciche i przejrzyste.

I nagle — ostry ból. Pochyliła się, chwytając się płotu. To nie było zwykłe złe samopoczucie — to były skurcze. Zbyt wcześnie. I zbyt gwałtowne.

Telefon został w domu. Jack wyjechał na kilka dni w interesach. Do najbliższych sąsiadów było prawie kilometr. A Emily nie była już w stanie iść.

Upadła na kolana prosto na trawę, próbując zachować oddech. Panika ściskała jej pierś. Luna podeszła niemal natychmiast. Była wyraźnie zaniepokojona. Przez kilka sekund stała obok, a potem… gwałtownie się odwróciła i odskoczyła.

Minęło około dziesięciu minut. Emily prawie straciła przytomność, gdy nagle usłyszała znajome chrząknięcie. Luna wróciła. W zębach trzymała… telefon.

Jak go znalazła? Jak go złapała? Nie sposób powiedzieć. Ale telefon działał. Był nieco porysowany, ale cały.
Drżącymi rękami Emily zadzwoniła na pogotowie. Wyjaśniła, gdzie się znajduje i co się dzieje. Dyspozytor powiedział, żeby zachowała spokój — pomoc już została wysłana.

Kiedy leżała na ziemi, Luna nie odstępowała jej na krok. Położyła się obok niej, okrywając ją swoim ciałem, jakby rozumiała, że nie można zostawić pani samej. Czas płynął powoli. Ból stawał się coraz silniejszy.

Kiedy przyjechała karetka, ratownicy byli zszokowani: duży koń leżał obok ciężarnej kobiety, nie pozwalając nikomu się zbliżyć, dopóki Emily sama nie szepnęła: — Wszystko w porządku, dziewczynko… To nasi ludzie.

W szpitalu Emily urodziła zdrową, choć nieco niedonośną dziewczynkę. Nazwali ją Hope – Nadzieja.

Kiedy Jack wrócił, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było pójście do Luny. Objął ją za szyję i rozpłakał się. Od tego czasu Luna stała się lokalną legendą – koniem, który uratował dwa życia.

Emily co roku opowiada tę historię swojej córce: — Pojawiłaś się na świecie, ponieważ jeden koń dokonał niemożliwego — uratował nas.

Like this post? Please share to your friends:
Leave a Reply

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!: