W wielopiętrowym budynku na obrzeżach miasta życie toczyło się swoim rytmem. Ludzie spieszyli się do pracy, dzieci bawiły się na podwórku, babcie dyskutowały o nowinkach przy wejściu do budynku. Jednak wkrótce ten zwyczajny rytm został zakłócony przez zapach, który zaczął wydobywać się z jednego z mieszkań.
Początkowo był to lekki, ledwo wyczuwalny smród. Sąsiedzi myśleli, że w mieszkaniu po prostu zapomniano wynieść śmieci. Jednak z każdym dniem zapach stawał się coraz silniejszy. Przedostawał się do klatki schodowej, wypełniał klatki schodowe, a nawet przenikał do mieszkań. Ludzie zaczęli narzekać — najpierw cicho, potem głośno.
Właściciela mieszkania nikt nie widział od dawna. Drzwi pozostawały zamknięte, dzwonki i pukania pozostawały bez odpowiedzi. Firma zarządzająca postanowiła interweniować. W wyznaczonym dniu zebrali się przedstawiciele zarządu domu, policja i kilku ciekawskich sąsiadów.
Kiedy drzwi zostały otwarte, wszyscy, którzy stali obok, instynktownie cofnęli się. Uderzył ostry, duszący zapach. Ludzie zakrywali twarze rękami, niektórzy wybiegali na ulicę. Ale najgorsze czekało w środku.
Pokoje były zasypane rzeczami. Puste butelki, worki z gnijącym jedzeniem, stare gazety i zepsute meble tworzyły prawdziwe wysypisko śmieci. Wydawało się, że nikt nie sprzątał tu od dziesięcioleci.
Ale horror nie polegał tylko na chaosie. W jednym z pokoi znaleziono coś, co wyjaśniało zapach. Pod stertą szmat znaleziono szczątki. Policja milczała, ale z ich spojrzeń wynikało jasno: człowiek, który tu mieszkał, umarł dawno temu, a jego śmierć pozostała niezauważona.
Sąsiedzi, którzy jeszcze niedawno narzekali, teraz stali w ciszy, nie wierząc własnym oczom. Ktoś szeptał: „Mieszkaliśmy obok i nic nie wiedzieliśmy”.
Historia rozeszła się po całym mieście. Jedni obwiniali obojętność ludzi, inni – urzędników. Ale fakt pozostał faktem: za drzwiami, obok których codziennie przechodziły dziesiątki ludzi, kryła się tragedia.
Teraz to mieszkanie stało się symbolem tego, jak łatwo można nie zauważyć cudzego nieszczęścia. Wielu sąsiadów przyznawało, że po tym wydarzeniu zaczęli częściej patrzeć w oczy tym, którzy mieszkają obok.
